Lubię nowe wyzwania. Od niedawna nie uważam się już za początkująca kartkomaniaczkę, mam już dość sporo prac na swoim koncie, ale wciąż się uczę i eksperymentuję. Kiedy Roma na blogu Essy-floresy rzuciła temat "Scrapki, które żyją na kartce" i zaproponowała wykonanie liftu swojej pracy, postanowiłam, że i ja się zabawię.
Trochę się obawiam czy to, co powstało, spełnia wymagania, ale co tam - raz kozie śmierć! W pracy postanowiłam bowiem spróbować czegoś szalonego, mianowicie użyłam ramki po tekturce (czyli właściwie "odpadu") jako głównego elementu kartki, tym samym udowadniając, że zbędne śmieci można przemienić w "żyjący" element pracy :-)
Ramkę trochę przycięłam i lekko potuszowałam. Papiery bazowe postrzępiłam i podarłam i też wytuszowałam. Tło pochlapałam złota mgiełką oraz lakierem do paznokci (jeden z moich ulubionych patentów). Motyl ma lekko podtuszowane skrzydełka, dzięki temu też nabrał życia. Dodałam odrobinę zabarwionego tuszem tiulu, listki wycięte z papieru i sznurek.
Tutaj próbowałam uchwycić ile warstw ma kartka...
Koniec końców powstała karteczka taka trochę jakby poważna, ale równocześnie przewrotna :-)
Wracając do punktu wyjścia, oto niedościgniony oryginał...